ALBUS. ROZDZIAŁ 2, CZĘŚĆ 1 – "CEREMONIA PRZYDZIAŁU"
Rose i Albus przecisnęli się
przez resztę uczniów, już ubranych w swoje mundurki, którzy z
szybkością wyścigowych mioteł wysiadali z Ekspresu Hogwart na
stację Hogsmeade. Chłodny wiatr był orzeźwiający i dodawał sił
po wielogodzinnej jeździe pociągiem. Latarnie oświetlały ciemną
ulicę, która zlewała się w jedno razem z pociągiem i z ciemnymi
ubraniami uczniów. Albus zauważył swojego brata Jamesa, który
został popchnięty łokciem przez jakiegoś niemożliwie wysokiego
chłopaka, który udawał, że tego nie zauważył i z podniesioną
dumnie głową razem z dwoma kolegami wsiadł do powozu, który miał
zająć James, razem z Scorpiusem Malfoyem i ich kuzynem Fredem.
Roxanne akurat nie było w pobliżu, więc pewnie poszła spotkać
się z koleżankami. Powóz odjechał, a brat Albusa wyglądał jakby
chciał go zniszczyć wzrokiem, powstrzymywany jedynie przez Malfoya.
Bo nawet Fred przyglądał się groźnie odjeżdżającym chłopakom.
Wszyscy troje wsiedli do następnego powozu, który odjechał sam z
siebie, nie ciągnięty przez żadne magiczne stworzenia.
Albus odetchnął z ulgą. Brat
przez cały rok straszył go testralami, magicznymi stworami
przypominającymi konie, które ciągnęły powozy szkolne, ale
przecież obaj bracia nie mogli ich zobaczyć, ponieważ nie byli
świadkami niczyjej śmierci. No... widzieli jak tchórzofretka Lily
nie wyrobiła na zakręcie, chcąc złapać szczura, i walnęła w
kamienną ścianę w ich domu, ale to chyba się nie liczyło. Ich
tata mógł je zobaczyć i kiedyś im o nich opowiadał, a Jamesa
bardzo to zainteresowało. Nagle do głowy Albusa przyszła dziwna
myśl. Skoro jego brat nie mógł zobaczyć testrali, to skąd
wiedział o nich aż tyle? Świadomość, że James widział czyjąś
śmierć, wydała się Albusowi nieprawdopodobna, więc natychmiast
porzucił ten pomysł.
Nagle przed chłopcem wyrosła
potężna sylwetka, a on szybko cofnął się do tyłu.
- Chyba cię nie przestraszyłem?
- powiedział mężczyzna niskim głosem wyrażającym zmartwienie. -
Cholibka, wybacz, nie chciałem.
Albus wyszczerzył się, gdy
usłyszał znajomy głos, a potem światło latarni oświetliło
przyjacielską twarz, którą pokrywała gęsta warstw brązowej
brody z szarym paskiem na środku oraz długie włosy.
- Witaj, Hagridzie – przywitał
się ze szczerą ulgą – nie przestraszyłeś mnie, po prostu...
nie poznałem cię – próbował wytłumaczyć się Albus.
Rose pomachała wielkiemu
zarośniętemu mężczyźnie.
- Dobry wieczór, Hagridzie.
- Co prawda przytyło mi się
ostatnimi czasy... – kontynuował, klepiąc się po wystającym
brzuchu przykrytym przez płaszcz. - No, ale nieważne. Pamiętasz o
moim zaproszeniu na herbatkę? Mam nadzieję, że rodzice ci
przekazali... Wszyscy możecie do mnie wpaść, jeśli zechcecie.
Upichcę ciasto dla wszystkich – tłumaczył Hagrid, żywo
gestykulując.
- Z przyjemnością, dziękujemy
– odparła Rose, uśmiechając się szeroko.
Zza wielkiego Hagrida wyłoniła
się czarnowłosa kobieta, która spała w ostatnim przedziale i
która najprawdopodobniej będzie ich nową nauczycielką. Na imię
jej było Alphard Shade.
- Przepraszam, że przeszkadzam –
przerwała im taktownie. - Hagridzie, możemy chwile porozmawiać?
- Jasne, do zobaczenia, dzieciaki
– powiedział Hagrid i nachylił się w stronę kobiety.
Wymienili kilka zdań, po czym
mężczyzna poklepał profesor Shade po ramieniu, śmiejąc się
serdecznie, a ona odwróciła głowę, zażenowana.
Albus i Rose wymienili
spojrzenia, ale nawet nie zdążyli pomyśleć, co było powodem tego
zachowania, ponieważ Hagrid podniósł ręce do góry, krzycząc
basowym głosem po raz kolejny:
- Pirszoroczni! Pirszoroczni
tutaj! Chodźcie, pirszoroczni.
Wskazał ręką, w której
trzymał latarnię, kierunek i razem z profesor Alphard Shade na
czele ruszyli w stronę jeziora, a za nimi podążała zaciekawiona
delegacja pierwszoroczniaków, w której uczestniczyli również
Albus oraz Rose.
W przystani stało pełno łódek
bez wioseł. Do pierwszej i największej wsiadł Hagrid razem z
profesor Shade, a do następnych zaczęli wsiadać nieprzekonani co
do tego pomysłu uczniowie. Każda łódka wyposażona była w
latarnię, dzięki której można było zobaczyć, gdzie się stąpa.
Gdyby było całkowicie ciemno, na pewno ktoś wpadłby do wody, ale
dzięki światłu tak się nie stało. Albus naliczył dokładnie
siedem łódek (nie wliczając tej Hagrida i Shade), które mieściły
trzy, ewentualnie cztery osoby. On wylądował w łódce z Rose i
nieznajomym chłopakiem z ciemnymi włosami.
Światła latarni, trzymanych w
każdej łodzi, odbijały się w ciemnym jeziorze.. Albus włożył
rękę do zimnej wody, w to miejsce, gdzie znajdowało się odbicie
się księżyca w kształcie rogalika. Właśnie w tej samej chwili
usłyszał, jak ktoś z sąsiedniej łódki mówił:
- Znacie historię o tym, że w
tym jeziorze żyje ogromny kraken? Brat mi mówił. Podobno to Godryk
Gryffindor, który był animagiem i zamienił się w tego stwora,
żeby pilnować swojego ukochanego Hogwartu. Super, nie?
Dla Albusa wcale nie tak super.
Natychmiast wyjął rękę w wody. Nie mógł sobie wyobrazić, że
znajdował się właśnie na środku jeziora, w którym żyła
podwodna bestia, która gdyby tylko chciała, mogła zmieść ich
wszystkich z powierzchni ziemi. Nie ma co, niemiła wizja. Chłopaka
pocieszył zapierający dech w piersiach widok zbliżającego się
zamku. Było tam wiele wież i stożkowe dachy, w oknach paliły się
pojedyncze światła, ale blask bił z kilku rzędem ustawionych
okien. Pewnie była to Wielka Sala, w której miała odbyć się
uczta oraz Ceremonia Przydziału.
Albusowi nagle zrobiło się
gorąco. Znów zaczął zastanawiać się nad tym, co może się
stać. A mogło się stać się wiele. James od wielu miesięcy
droczył się z nim, że może dostać się do Slytherinu, który
według starszego brata nie był dobrym domem, tylko takim dla
snobów, tchórzy albo dupków. Albus wiedział, że nie zaliczał
się do żadnej z tych grup... prawdopodobnie. Co by się stało,
gdyby jednak Tiara Przydziału uważała, że bardziej nadaje się do
Slytherinu, a nie Gryffindoru? Niby jego tata powiedział mu, że sam
może wybrać dom. Ale czy to nie byłoby oszustwo? Jak sama nazwa
wskazywała, Tiara Przydziału sama miała przydzielać uczniów o
odpowiednich cechach, do domu, który najbardziej je ceni. Może
akurat on miał z siebie więcej ze Ślizgona niż z Gryfona?
Pierwszoroczni wyszli z łódek i
udali się w stronę zamku schodami, prowadzącymi w górę. Prędko
znaleźli się przy bramie do zamku, której pilnowały dwa kamienne
anioły. Skłoniły głowy przed Hagridem i Shade, którzy
wprowadzili uczniów na teren szkoły. Minęli szklarnię, weszli
głównym wejściem do środka budynku i ruszyli w stronę Wielkiej
Sali. Zatrzymali się przed ogromnymi drzwiami, przy których czekał
na nich niski czarodziej w eleganckiej szacie, trzymający w ręku
zwój.
Hagrid pomachał wszystkim na
pożegnanie i zniknął za drzwiami, a profesor Shade wyparowała
gdzieś o wiele wcześniej, nikt nawet nie spostrzegł kiedy.
- Ekhem... ekhem... - chrząkał
niski profesor, próbując uciszyć wrzawę wśród uczniów, którzy
zaczęli szeptać między sobą podekscytowani i zniecierpliwieni.
Czarodziej w końcu się poddał
i wyjął zza pazuchy różdżkę, przyłożył ją do gardła,
szepcząc kilka słów i zaczął mówić:
- Witam, młodzi czarodzieje, w
Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Natychmiast wszyscy zamilkli i
zwrócili głowy w stronę profesora.
- Nazywam się Filius Flitwick i
w tym roku to właśnie mi dano zaszczyt pierwszego spotkania z wami.
Nie będę zbędnie przedłużał, ponieważ jestem świadom, że
jesteście głodni i nie możecie doczekać się Ceremonii
Przydziału, niekoniecznie w tej kolejności. W Hogwarcie są cztery
domy, do których możecie zostać wybrani – są to Ravenclaw,
Gryffindor, Hufflepuff i Slytherin. Każdy z nich ma
nauczyciela-opiekuna, który od teraz będzie waszym nowym rodzicem,
w przenośni, naturalnie. Ja jestem opiekunem Reaveclawu i jest
jeszcze trzech innych, którzy mają ostateczne zdanie w dawaniu wam
kar, szlabanów, nagród oraz punktów. Za złe zachowanie punkty są
odejmowane i można dostać szlaban, a za dobre – będą
przyznawane. Ten dom, który zdobędzie pod koniec roku szkolnego
najwięcej punktów, wygra Puchar Domów, dlatego lepiej starajcie
się i zachowujcie, jak należy. Uczcie się pilnie.
Tymi słowami profesor Flitwick
zakończył swoją przemowę, różdżką otworzył drzwi (ponieważ
klamka była dla niego nieco za wysoko) i schował ją w kieszeni
płaszcza. Na krótkich nogach zaczął niezwykle szybko iść do
przodu. Wielka Sala była obszerna i długa. Cztery stoły należące
do każdego Domu zajmowały większość miejsca, zaczynały się
niemal przy samej ścianie, gdzie mieściły się drzwi wejściowe, i
ciągnęły się aż do początku schodków, po których wchodziło
się i zaraz natrafiało się mównicę, a za nią na ustawiony w
poprzek stół nauczycielski. Zamiast sufitu widać było sklepienie
nieba, odzwierciedlające pogodę na zewnątrz, czyli czarne
bezchmurne niebo i potężny księżyc w kształcie rogalika. Kilka
metrów nad stołami unosiły się setki zaczarowanych świec, więc
sala była dobrze oświetlona. Można było zauważyć też
przymocowane do ścian święcące lampiony.
- No, dalej, nie zatrzymujcie się
– powiedział profesor Flitwick, gdy pierwszoroczni zaczęli
zwalniać, rozglądając się na wszystkie strony jak szaleni, chcąc
zobaczyć jak najwięcej szczegółów w Wielkiej Sali.
U podnóży schodów stało
drewniane krzesło, a na nim leżała stara zniszczona tiara. Obok
niego znajdował się niewielki stołek. Nowi uczniowie ustawili się
w kilka rzędów za długimi stołami oraz nieco przed stołem
nauczycieli. Albus zorientował się, że nie ma obok niego Rose,
którą zobaczył z przodu. W sumie dobrze, że jej nie było,
ponieważ zaczął się trząść ze zdenerwowania i oddychać
nierówno.
Tiara otworzyła usta i zaczęła
śpiewać, co zdziwiło wszystkich pierwszorocznych. Z zaskoczenia
Albus zapomniał całkiem o strachu i wsłuchał się w słowa
piosenki:
Jam jest tiara niepozorna
Wiem więcej niż na to
wyglądam
Jestem bardzo wiarygodna
Lepsza niż najlepsza sonda
Gdy założysz mnie na głowę
I na wylot cię tu przejrzę
Ja ci prawdę wtedy powiem
Twoje cechy se obejrzę
Wylądujesz w Gryffindorze
Gdzie jest prawość i
szlachetność?
I odważny być tam może
Jestem Tiara, ja mam pewność
Wielkie czyny ci pisane?
Slytherin swe drzwi otwiera
Bądź ambitnym, nie baranem
Dla sprytnego przyjaciela
Zawsze miejsce się tam
znajdzie
Hufflepuff gości wiernych i
cierpliwych
Może tam swój los
odnajdziesz?
Pracowitych i lojalnych, i
uczciwych
U Puchonów tylko znajdziesz
Ravenclaw ma za to swój
intelekt
Tu nauka wiedzie prym
Wieli duch w tak młodym ciele
Choć głupota nie jest niczym
złym
Krukoni wolą jednak mieć u
siebie
Tylu mądrych,
Ile gwiazd na niebie
A gdy osiem się tam spotka
I wybije ta godzina
Przeciwności losu też
napotkasz
To nie Twoja będzie wina
Więc uważaj, nie bądź sam
Dziś to wróg twój, jutro
brat
Jestem Tiara, pewność mam
Bo z Hogwartu każdy rad
Więc się szykuj
Wszystko przemyśl
Nie oszukuj
Tylko pomyśl
Wad i zalet nie mów swych
nikomu
Bo to od ciebie zależy
W jakim wylądujesz domu
Gdy piosenka dobiegła końca,
rozległy zdawkowe oklaski, ale profesor Flitwick natychmiast uciszył
uczniów i rozwinął pergamin, który od początku trzymał w ręku.
- Teraz będę po kolei
wyczytywał wasze nazwiska z listy. A osoba, którą wyczytam,
podejdzie i usiądzie na krześle. Wtedy ja nałożę jej na głowę
Tiarę Przydziału – powiedział, pokazując drugą rękę stary
kapelusz, leżący na krześle, niepozorny, wyglądający na taki,
który by nigdy nie zaśpiewał ani się nie odezwał.
Pierwszoroczni niepewnie pokiwali
głowami na znak zrozumienia, a w całej sali zapadła głucha cisza,
którą przerwał Filius Flitwick.
- Greta Johnson – wyczytał i
podreptał szybko w stronę krzesła i stanął na stołku obok,
trzymają w ręku Tiarę Przydziału.
Niska dziewczynka z blond lokami
podeszła niepewnie i usiadła na krześle. Gdy tylko kapelusz
zetknął się z jej czołem, jakby tknięty zaklęciem, ożył i
ryknął na całą salę:
- HUFFLEPUFF!
Ze strony stołu Puchonów
rozległy się oklaski. Flitwick podniósł Tiarę, a Greta
podreptała w stronę wiwatujących uczniów z uśmiechem na ustach.
- Rose Weasley – odparł niski
czarodziej.
Rose przełknęła ślinę i
stanęła naprzeciwko krzesła, rozglądając się po sali. Napotkała
zachęcające uśmiechy kuzynów z Gryffindoru oraz Albusa, który
starał się być spokojny. Usiadła na krześle, a Tiara Przydziału
zakryła jej oczy. Zastanawiała się, gdzie przydzielić dziewczynę.
Trwało to kilka długich sekund pełnych napięcia, aż w końcu
padła decyzja:
- GRYFFINDOR!
Albus i Rose spojrzeli na siebie
i uśmiechnęli się w tym samym momencie, jak wśród Gryfonów
rozniósł się potężny ryk wiwatów i oklasków. Od razu dało się
poznać, kto miał najwięcej siły w płucach.
Następne poszły dwie
dziewczyny, Brenda McDave i Kornelia Tracy, które zostały
przydzielone do Hufflepuffu i Ravenclawu, a następnie trzech
chłopaków, którzy dostali się do Slytherinu. Uwagę przykuł
młody czarodziej o imieniu Marcus Crowley, który nie zdążył
nawet usiąść na krześle, a trzymana w powietrzu Tiara Przydziału,
przydzieliła go do Ravenclawu. Jak każdy został powitany gromkimi
brawami.
- Albus Severus Potter – wyczytał
profesor Flitwick i uśmiechnął się niemal niewidocznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz