czwartek, 23 października 2014

ALBUS. ROZDZIAŁ 2, CZĘŚĆ 1 - "CEREMONIA PRZYDZIAŁU"

ALBUS. ROZDZIAŁ 2, CZĘŚĆ 1 – "CEREMONIA PRZYDZIAŁU"

Rose i Albus przecisnęli się przez resztę uczniów, już ubranych w swoje mundurki, którzy z szybkością wyścigowych mioteł wysiadali z Ekspresu Hogwart na stację Hogsmeade. Chłodny wiatr był orzeźwiający i dodawał sił po wielogodzinnej jeździe pociągiem. Latarnie oświetlały ciemną ulicę, która zlewała się w jedno razem z pociągiem i z ciemnymi ubraniami uczniów. Albus zauważył swojego brata Jamesa, który został popchnięty łokciem przez jakiegoś niemożliwie wysokiego chłopaka, który udawał, że tego nie zauważył i z podniesioną dumnie głową razem z dwoma kolegami wsiadł do powozu, który miał zająć James, razem z Scorpiusem Malfoyem i ich kuzynem Fredem. Roxanne akurat nie było w pobliżu, więc pewnie poszła spotkać się z koleżankami. Powóz odjechał, a brat Albusa wyglądał jakby chciał go zniszczyć wzrokiem, powstrzymywany jedynie przez Malfoya. Bo nawet Fred przyglądał się groźnie odjeżdżającym chłopakom. Wszyscy troje wsiedli do następnego powozu, który odjechał sam z siebie, nie ciągnięty przez żadne magiczne stworzenia.
Albus odetchnął z ulgą. Brat przez cały rok straszył go testralami, magicznymi stworami przypominającymi konie, które ciągnęły powozy szkolne, ale przecież obaj bracia nie mogli ich zobaczyć, ponieważ nie byli świadkami niczyjej śmierci. No... widzieli jak tchórzofretka Lily nie wyrobiła na zakręcie, chcąc złapać szczura, i walnęła w kamienną ścianę w ich domu, ale to chyba się nie liczyło. Ich tata mógł je zobaczyć i kiedyś im o nich opowiadał, a Jamesa bardzo to zainteresowało. Nagle do głowy Albusa przyszła dziwna myśl. Skoro jego brat nie mógł zobaczyć testrali, to skąd wiedział o nich aż tyle? Świadomość, że James widział czyjąś śmierć, wydała się Albusowi nieprawdopodobna, więc natychmiast porzucił ten pomysł.
Nagle przed chłopcem wyrosła potężna sylwetka, a on szybko cofnął się do tyłu.
- Chyba cię nie przestraszyłem? - powiedział mężczyzna niskim głosem wyrażającym zmartwienie. - Cholibka, wybacz, nie chciałem.
Albus wyszczerzył się, gdy usłyszał znajomy głos, a potem światło latarni oświetliło przyjacielską twarz, którą pokrywała gęsta warstw brązowej brody z szarym paskiem na środku oraz długie włosy.
- Witaj, Hagridzie – przywitał się ze szczerą ulgą – nie przestraszyłeś mnie, po prostu... nie poznałem cię – próbował wytłumaczyć się Albus.
Rose pomachała wielkiemu zarośniętemu mężczyźnie.
- Dobry wieczór, Hagridzie.
- Co prawda przytyło mi się ostatnimi czasy... – kontynuował, klepiąc się po wystającym brzuchu przykrytym przez płaszcz. - No, ale nieważne. Pamiętasz o moim zaproszeniu na herbatkę? Mam nadzieję, że rodzice ci przekazali... Wszyscy możecie do mnie wpaść, jeśli zechcecie. Upichcę ciasto dla wszystkich – tłumaczył Hagrid, żywo gestykulując.
- Z przyjemnością, dziękujemy – odparła Rose, uśmiechając się szeroko.
Zza wielkiego Hagrida wyłoniła się czarnowłosa kobieta, która spała w ostatnim przedziale i która najprawdopodobniej będzie ich nową nauczycielką. Na imię jej było Alphard Shade.
- Przepraszam, że przeszkadzam – przerwała im taktownie. - Hagridzie, możemy chwile porozmawiać?
- Jasne, do zobaczenia, dzieciaki – powiedział Hagrid i nachylił się w stronę kobiety.
Wymienili kilka zdań, po czym mężczyzna poklepał profesor Shade po ramieniu, śmiejąc się serdecznie, a ona odwróciła głowę, zażenowana.
Albus i Rose wymienili spojrzenia, ale nawet nie zdążyli pomyśleć, co było powodem tego zachowania, ponieważ Hagrid podniósł ręce do góry, krzycząc basowym głosem po raz kolejny:
- Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj! Chodźcie, pirszoroczni.
Wskazał ręką, w której trzymał latarnię, kierunek i razem z profesor Alphard Shade na czele ruszyli w stronę jeziora, a za nimi podążała zaciekawiona delegacja pierwszoroczniaków, w której uczestniczyli również Albus oraz Rose.
W przystani stało pełno łódek bez wioseł. Do pierwszej i największej wsiadł Hagrid razem z profesor Shade, a do następnych zaczęli wsiadać nieprzekonani co do tego pomysłu uczniowie. Każda łódka wyposażona była w latarnię, dzięki której można było zobaczyć, gdzie się stąpa. Gdyby było całkowicie ciemno, na pewno ktoś wpadłby do wody, ale dzięki światłu tak się nie stało. Albus naliczył dokładnie siedem łódek (nie wliczając tej Hagrida i Shade), które mieściły trzy, ewentualnie cztery osoby. On wylądował w łódce z Rose i nieznajomym chłopakiem z ciemnymi włosami.
Światła latarni, trzymanych w każdej łodzi, odbijały się w ciemnym jeziorze.. Albus włożył rękę do zimnej wody, w to miejsce, gdzie znajdowało się odbicie się księżyca w kształcie rogalika. Właśnie w tej samej chwili usłyszał, jak ktoś z sąsiedniej łódki mówił:
- Znacie historię o tym, że w tym jeziorze żyje ogromny kraken? Brat mi mówił. Podobno to Godryk Gryffindor, który był animagiem i zamienił się w tego stwora, żeby pilnować swojego ukochanego Hogwartu. Super, nie?
Dla Albusa wcale nie tak super. Natychmiast wyjął rękę w wody. Nie mógł sobie wyobrazić, że znajdował się właśnie na środku jeziora, w którym żyła podwodna bestia, która gdyby tylko chciała, mogła zmieść ich wszystkich z powierzchni ziemi. Nie ma co, niemiła wizja. Chłopaka pocieszył zapierający dech w piersiach widok zbliżającego się zamku. Było tam wiele wież i stożkowe dachy, w oknach paliły się pojedyncze światła, ale blask bił z kilku rzędem ustawionych okien. Pewnie była to Wielka Sala, w której miała odbyć się uczta oraz Ceremonia Przydziału.
Albusowi nagle zrobiło się gorąco. Znów zaczął zastanawiać się nad tym, co może się stać. A mogło się stać się wiele. James od wielu miesięcy droczył się z nim, że może dostać się do Slytherinu, który według starszego brata nie był dobrym domem, tylko takim dla snobów, tchórzy albo dupków. Albus wiedział, że nie zaliczał się do żadnej z tych grup... prawdopodobnie. Co by się stało, gdyby jednak Tiara Przydziału uważała, że bardziej nadaje się do Slytherinu, a nie Gryffindoru? Niby jego tata powiedział mu, że sam może wybrać dom. Ale czy to nie byłoby oszustwo? Jak sama nazwa wskazywała, Tiara Przydziału sama miała przydzielać uczniów o odpowiednich cechach, do domu, który najbardziej je ceni. Może akurat on miał z siebie więcej ze Ślizgona niż z Gryfona?
Pierwszoroczni wyszli z łódek i udali się w stronę zamku schodami, prowadzącymi w górę. Prędko znaleźli się przy bramie do zamku, której pilnowały dwa kamienne anioły. Skłoniły głowy przed Hagridem i Shade, którzy wprowadzili uczniów na teren szkoły. Minęli szklarnię, weszli głównym wejściem do środka budynku i ruszyli w stronę Wielkiej Sali. Zatrzymali się przed ogromnymi drzwiami, przy których czekał na nich niski czarodziej w eleganckiej szacie, trzymający w ręku zwój.
Hagrid pomachał wszystkim na pożegnanie i zniknął za drzwiami, a profesor Shade wyparowała gdzieś o wiele wcześniej, nikt nawet nie spostrzegł kiedy.
- Ekhem... ekhem... - chrząkał niski profesor, próbując uciszyć wrzawę wśród uczniów, którzy zaczęli szeptać między sobą podekscytowani i zniecierpliwieni.
Czarodziej w końcu się poddał i wyjął zza pazuchy różdżkę, przyłożył ją do gardła, szepcząc kilka słów i zaczął mówić:
- Witam, młodzi czarodzieje, w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Natychmiast wszyscy zamilkli i zwrócili głowy w stronę profesora.
- Nazywam się Filius Flitwick i w tym roku to właśnie mi dano zaszczyt pierwszego spotkania z wami. Nie będę zbędnie przedłużał, ponieważ jestem świadom, że jesteście głodni i nie możecie doczekać się Ceremonii Przydziału, niekoniecznie w tej kolejności. W Hogwarcie są cztery domy, do których możecie zostać wybrani – są to Ravenclaw, Gryffindor, Hufflepuff i Slytherin. Każdy z nich ma nauczyciela-opiekuna, który od teraz będzie waszym nowym rodzicem, w przenośni, naturalnie. Ja jestem opiekunem Reaveclawu i jest jeszcze trzech innych, którzy mają ostateczne zdanie w dawaniu wam kar, szlabanów, nagród oraz punktów. Za złe zachowanie punkty są odejmowane i można dostać szlaban, a za dobre – będą przyznawane. Ten dom, który zdobędzie pod koniec roku szkolnego najwięcej punktów, wygra Puchar Domów, dlatego lepiej starajcie się i zachowujcie, jak należy. Uczcie się pilnie.
Tymi słowami profesor Flitwick zakończył swoją przemowę, różdżką otworzył drzwi (ponieważ klamka była dla niego nieco za wysoko) i schował ją w kieszeni płaszcza. Na krótkich nogach zaczął niezwykle szybko iść do przodu. Wielka Sala była obszerna i długa. Cztery stoły należące do każdego Domu zajmowały większość miejsca, zaczynały się niemal przy samej ścianie, gdzie mieściły się drzwi wejściowe, i ciągnęły się aż do początku schodków, po których wchodziło się i zaraz natrafiało się mównicę, a za nią na ustawiony w poprzek stół nauczycielski. Zamiast sufitu widać było sklepienie nieba, odzwierciedlające pogodę na zewnątrz, czyli czarne bezchmurne niebo i potężny księżyc w kształcie rogalika. Kilka metrów nad stołami unosiły się setki zaczarowanych świec, więc sala była dobrze oświetlona. Można było zauważyć też przymocowane do ścian święcące lampiony.
- No, dalej, nie zatrzymujcie się – powiedział profesor Flitwick, gdy pierwszoroczni zaczęli zwalniać, rozglądając się na wszystkie strony jak szaleni, chcąc zobaczyć jak najwięcej szczegółów w Wielkiej Sali.
U podnóży schodów stało drewniane krzesło, a na nim leżała stara zniszczona tiara. Obok niego znajdował się niewielki stołek. Nowi uczniowie ustawili się w kilka rzędów za długimi stołami oraz nieco przed stołem nauczycieli. Albus zorientował się, że nie ma obok niego Rose, którą zobaczył z przodu. W sumie dobrze, że jej nie było, ponieważ zaczął się trząść ze zdenerwowania i oddychać nierówno.
Tiara otworzyła usta i zaczęła śpiewać, co zdziwiło wszystkich pierwszorocznych. Z zaskoczenia Albus zapomniał całkiem o strachu i wsłuchał się w słowa piosenki:

Jam jest tiara niepozorna
Wiem więcej niż na to wyglądam
Jestem bardzo wiarygodna
Lepsza niż najlepsza sonda
Gdy założysz mnie na głowę
I na wylot cię tu przejrzę
Ja ci prawdę wtedy powiem
Twoje cechy se obejrzę
Wylądujesz w Gryffindorze
Gdzie jest prawość i szlachetność?
I odważny być tam może
Jestem Tiara, ja mam pewność
Wielkie czyny ci pisane?
Slytherin swe drzwi otwiera
Bądź ambitnym, nie baranem
Dla sprytnego przyjaciela
Zawsze miejsce się tam znajdzie
Hufflepuff gości wiernych i cierpliwych
Może tam swój los odnajdziesz?
Pracowitych i lojalnych, i uczciwych
U Puchonów tylko znajdziesz
Ravenclaw ma za to swój intelekt
Tu nauka wiedzie prym
Wieli duch w tak młodym ciele
Choć głupota nie jest niczym złym
Krukoni wolą jednak mieć u siebie
Tylu mądrych,
Ile gwiazd na niebie
A gdy osiem się tam spotka
I wybije ta godzina
Przeciwności losu też napotkasz
To nie Twoja będzie wina
Więc uważaj, nie bądź sam
Dziś to wróg twój, jutro brat
Jestem Tiara, pewność mam
Bo z Hogwartu każdy rad
Więc się szykuj
Wszystko przemyśl
Nie oszukuj
Tylko pomyśl
Wad i zalet nie mów swych nikomu
Bo to od ciebie zależy
W jakim wylądujesz domu

Gdy piosenka dobiegła końca, rozległy zdawkowe oklaski, ale profesor Flitwick natychmiast uciszył uczniów i rozwinął pergamin, który od początku trzymał w ręku.
- Teraz będę po kolei wyczytywał wasze nazwiska z listy. A osoba, którą wyczytam, podejdzie i usiądzie na krześle. Wtedy ja nałożę jej na głowę Tiarę Przydziału – powiedział, pokazując drugą rękę stary kapelusz, leżący na krześle, niepozorny, wyglądający na taki, który by nigdy nie zaśpiewał ani się nie odezwał.
Pierwszoroczni niepewnie pokiwali głowami na znak zrozumienia, a w całej sali zapadła głucha cisza, którą przerwał Filius Flitwick.
- Greta Johnson – wyczytał i podreptał szybko w stronę krzesła i stanął na stołku obok, trzymają w ręku Tiarę Przydziału.
Niska dziewczynka z blond lokami podeszła niepewnie i usiadła na krześle. Gdy tylko kapelusz zetknął się z jej czołem, jakby tknięty zaklęciem, ożył i ryknął na całą salę:
- HUFFLEPUFF!
Ze strony stołu Puchonów rozległy się oklaski. Flitwick podniósł Tiarę, a Greta podreptała w stronę wiwatujących uczniów z uśmiechem na ustach.
- Rose Weasley – odparł niski czarodziej.
Rose przełknęła ślinę i stanęła naprzeciwko krzesła, rozglądając się po sali. Napotkała zachęcające uśmiechy kuzynów z Gryffindoru oraz Albusa, który starał się być spokojny. Usiadła na krześle, a Tiara Przydziału zakryła jej oczy. Zastanawiała się, gdzie przydzielić dziewczynę. Trwało to kilka długich sekund pełnych napięcia, aż w końcu padła decyzja:
- GRYFFINDOR!
Albus i Rose spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się w tym samym momencie, jak wśród Gryfonów rozniósł się potężny ryk wiwatów i oklasków. Od razu dało się poznać, kto miał najwięcej siły w płucach.
Następne poszły dwie dziewczyny, Brenda McDave i Kornelia Tracy, które zostały przydzielone do Hufflepuffu i Ravenclawu, a następnie trzech chłopaków, którzy dostali się do Slytherinu. Uwagę przykuł młody czarodziej o imieniu Marcus Crowley, który nie zdążył nawet usiąść na krześle, a trzymana w powietrzu Tiara Przydziału, przydzieliła go do Ravenclawu. Jak każdy został powitany gromkimi brawami.

- Albus Severus Potter – wyczytał profesor Flitwick i uśmiechnął się niemal niewidocznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz